W Kolacji na cztery ręce Paula Barza spotyka się dwóch geniuszy – Johann Sebastian Bach i Georg Friederich Händel. Jest rok 1747. Händel przyjeżdża z Londynu, gdzie mieszka, do Lipska, aby wysłuchać koncertu z okazji wstąpienia Bacha do Towarzystwa Mizlerowskiego, klubu wybitnych muzyków, do którego oczywiście Händel należy. Po koncercie zaprasza Bacha na kolację… Spotykają się więc najsławniejszy chyba naówczas muzyk Europy, król życia, światowiec, ozdoba londyńskich salonów, ze skromnym kantorem z lipskiego kościoła św. Tomasza. Händel na początku traktuje swojego gościa protekcjonalnie, Bach zaś wciąż powtarza: „Zbytek łaski…”. Ale powoli rozmowa zmienia ich obu. Händel przyznaje się do samotności, słabości, wielkiej ceny, jaką musi płacić za ludzką zawiść, Bach zaś – ubogi ojciec dwadzieściorga dzieci, który za swoje kompozycje nie dostaje honorariów, nigdy nie wyjechał za granicę – czuje się silny i pewny siebie. I tak sobie rozmawiają – jak geniusz z geniuszem… ale tylko w sztuce Paula Barza, W rzeczywistości Bach i Händel nigdy się nie spotkali, choć znali oczywiście swoje dzieła. Ale przecież spotkać się mogli…